Kiedy do męża piszesz na whatsappie. Małżeństwo w internecie i w podróży.

image

Spis treści

Nie wiem czy wiecie, ale mamy teraz międzynarodowy tydzień małżeństwa w internecie. Dziś każdy jest w internecie. I wszystko. Codziennie są dni czegoś: światowy dzień pizzy, światowy dzień czekolady, i 363 inne dni czegoś. Dlatego fajnie, że małżeństwa też wcisnęły się do tego napiętego kalendarza i to aż na tydzień. Zwłaszcza, że i tak już w tym internecie jesteśmy co uświadamiam sobie dobitnie kiedy siedząc w salonie dostaję na hangoutach wiadomość od Grześka który jest w sypialni (tak w tym samym mieszkaniu). Więc dla wszystkich tych, którzy  zapraszają swoją drugą połówkę do kina wysyłając powiadomienie przez kalendarz Google, z tej okazji mamy kilka małżeńskich rozmyślań, opowieść o tym jak to jest być małżeństwem w podróży i kilka obciachowych zdjęć z czasów „kiedy ja byłam gówniarą” a on „był taki młody”.


Podróże kształcą – ten górnolotny zwrot zaczyna się dla mnie zmieniać w głęboką prawdę życiową. I nie chodzi o to, że lepiej pamiętam stolice państw, wiem  jak powiedzieć dzień dobry w kilku językach i że umiem pokazać na mapie gdzie leżą miejsca, do których podróżujemy. Z Grześkiem jesteśmy razem, o … (właśnie liczę) 11 lat, ale mam wrażenie, że w podróży całą tą wieloletnią robotę trzeba zrobić od nowa. I obiecuję, że w podróży dowiesz się o swojej drugiej połówce wiele.

Przez tych 11 lat poznaliśmy się jak dwa łyse konie i nawet mamy swój własny język. Też tak pewnie macie, że są hasła i gesty, które są zrozumiałe tylko dla Was na wzajem, możecie ich używać w towarzystwie jak tajemnego szyfru (ja mam taki gest jak chcę Grześkowi pokazać środkowy palec w towarzystwie). Może zdarza się, że tylko wy nawzajem śmiejecie się ze swoich żartów kiedy reszta rodziny czy znajomych sili się na grzecznościowy uśmiech. Gdyby ktoś usłyszał przypadkiem jedną z naszych wieczornych rozmów na kanapie, w których pozwalamy sobie na dużo, prawdopodobnie zostalibyśmy wykluczeni z szeregów społeczeństwa na zawsze. Więc tak, znamy się na wylot.

Ale inaczej jest być z sobą na co dzień z setką innych spraw na głowie, z pracą do której wychodzisz, z zakupami które trzeba zrobić, harmonogramem zajęć, spotkaniami ze znajomymi, z drzwiami, które możesz za sobą zamknąć, a co innego jest być razem CAŁY CZAS przez np. miesiąc. Razem na kempingu, razem w samochodzie, razem na szlaku, razem non stop.

***

Jego czy jej denerwujące nawyki robią się jeszcze bardziej denerwujące kiedy jest mało czasu na przygotowanie kolacji na kempingu, albo kiedy od kilku dni prawie cały czas spędzacie w samochodzie. Jak to możliwe, że do tej pory tego nie widziałeś? Co gorsza, skoro jego/jej nawyki są tak denerwujące to może Twoje też takie są. Jeśli w domu nie odkładasz rzeczy od razu na miejsce, to w piątek masz po prostu dodatkowe pół godziny sprzątania, a w podróży przez ten czas wszystkie te rzeczy przeniosą się do Narni, albo innej bajkowej krainy i już nigdy nie wrócą. Czy ona naprawdę musi śpiewać w samochodzie? I to każdą piosenkę? Czy on zawsze musi tak wszystkim dyrygować? Wzięłaś suszarkę?! W każdym razie w podróży od nowa musisz uczyć się tego drugiego człowieka i spróbować się dogadać w nowych sytuacjach.

***

Na zdjęciach to podróżowanie z rodziną wygląda super, same śmiejące się twarze. I wiecie co, w 95% jest super. Czasami jak wieczorami najdzie mnie na rozmyślanie, jak na raz wrócą do mnie te niesamowite chwile to myślę, że to aż za dużo. Aż zdarza mi się wzruszyć. Tyle tego razem przeżyliśmy, że czasem nie mieści się w głowie. I nie pamięta się tych gorszych chwil (no chyba że w domu wojna na ciężkie działa, wtedy się pamięta).

Ale one jak najbardziej są. Oj, tak. Tylko w takich chwilach jestem bliższa wrzucenia tego głupiego aparatu w ten głupi Wielki Kanion niż robienia zdjęć z wakacji. Dlatego tego na zdjęciach nie ma. No i chyba nie warto tego pokazywać. Ale foch, złość czy kłótnie są. Są ciężkie żale sprzed lat, straszenie, że już więcej to nigdzie nie jedziesz z nim czy z nią, a nawet dzielenie między siebie dorobku życia. Tylko, że te góry czy kaniony w Waszym wrogim milczeniu nie będą takie piękne.  No i problem w tym, że namiot nie ma drzwi żeby nimi trzasnąć, a jak wyjdziesz z tego samochodu gdzieś w Nowym Meksyku czy przy autostradzie to gdzie pójdziesz?

Jednak człowiek rzeczywiście jest istotą myśląca, bo za każdym razem tych argumentów używasz mniej, w sumie to zwykłe pretensje wystarczą, a sprawa o podział majątku może poczekać.

***

Memphis. Stadion AutoZone Park. Mecz miejscowej drużyny baseballa Red Birds z Tacoma Rainiers. Ja zwalczając swoją posuniętą do granic normalności nieśmiałość załatwiam życzenia z okazji naszej piątej rocznicy ślubu na telebimie. Ten telebim ma tego wieczoru i tak sporo roboty, bo amerykańska sztafeta pływacka walczy o złoty medal olimpijski i mecz w związku z tym się po prostu przerywa. Tak w środku akcji, bez przerwy i narad sędziów. No ale chyba mi się udaje, choć gdy usłyszałam 200 $ poczułam jak moja nieśmiałość jeszcze narasta. Pomaga mi Dick i Rachel, 200 $ to płacą ci co zamawiają życzenia na początku i na końcu meczu, a teraz jest środek. Zobaczą co się da zrobić. No i udało się coś zrobić bo nagle pojawiają się na tym telebimie moje życzenia. Magia Ameryki.

– Zobacz, ktoś ma na imię tak samo jak ja! – mówi Grzesiek.

– Raczej nie …

***

Podróżujemy najczęściej z Igorem. No i kiedy jesteśmy  z dzieckiem to tej przestrzeni tylko dla dwojga może być mniej. Ale tak jak na stadionie w Memphis są momenty tylko dla nas, mimo że stadion był pełen.

No i wyobraźcie sobie taką scenerię. Jest już późno, dziecko śpi w namiocie a na zewnątrz ciepły wieczór, niebo pełne gwiazd i dwie buteleczki cydru kupionego w Walmarcie… Tylko pamiętajcie, żeby do Walmartu wziąć dowód. Ja zapomniała, Pani z kasy mój paszport się nie podobał i musiałam iść do samochodu po dowód, którego pewnie nie odróżniłaby od biletu miesięcznego, ale co tam. Acha i Grzesiek miał dowód, po prostu chcieli też mój. Jak pytaliśmy czy Igor dowód też ma pokazać to się śmiali. W sumie nie wiemy dlaczego, bo naszym zdaniem już wcześniej ta cała sytuacja była co najmniej zabawna. W każdym razie dobry cydr nie jest zły. Zwłaszcza w taką piękną noc.

***

No i zdarza się pojechać gdzieś samemu. Mimo tego, że te podróże prawie w całości odarły mnie przed Grześkiem z tajemnic to jednak jesteśmy osobnymi bytami i to się zdarza, że wyjeżdżamy sami. Żadko, ale jednak. I też jest fajnie, tylko cały czas mam wrażenie, że to nie jest mój ostatni raz tutaj, że ten wyjazd nie jest taki definitywny. Cały czas mam gdzieś w głowie, że to bym chciała pokazać Grześkowi, nawet nie w kontekście: szkoda że go nie ma, ale raczej: ale super, musimy tu jeszcze raz przyjechać razem, on musi to zobaczyć. Tak jakby w tym wszystkim brakowało mi pewności, że on też by się uśmiechną na widok tych pięknych irlandzkich klifów.

Jestem jedynaczką i muszę przyznać, że dobrze czuję się w samotności. Czasami zdarza mi się pomyśleć, że fajnie jakby wszyscy dali mi święty spokój na jeden dzień. Ale jeśli dadzą mi święty spokój na dłużej to już nie mogę znieść tej ciszy. A jeszcze jak mi się przydarzy coś fajnego, i nie będę mogła im opowiedzieć?

***

No dobra kończę, są walentynki i może chcecie je spędzić razem. My nie wybieramy się na Greya, ale zarezerwowałam dla Grześka miejsce na kanapie i może wyjmiemy dwa kieliszki do wina. A Wy na Greya? Świętujecie? Bojkotujecie?

***

Artykuł powstał w ramach kampanii internetowej organizowanej przez Mocem z okazji Międzynarodowy Tydzień Małżeństwa 7 – 14 lutego. Więcej publikacji znajdziecie na stronie wydarzenia Tydzień Małżeństwa w internecie.

3 thoughts on “Kiedy do męża piszesz na whatsappie. Małżeństwo w internecie i w podróży.”

  1. Sylwio…pięknie piszesz. Ale dzisiejszy wpis wzruszył mnie do łez. Tak ciepło i ślicznie napisałaś o Was.
    Życzę Tobie i Grzesiowi nadal miłości, szacunku i patrzenia na siebie w sposób, w jaki patrzycie na siebie od lat.
    Pozdrowionka i buziaki dla Igorka.

    1. Sylwia Kołpuć

      Kasiu dziękujemy za te ciepłe słowa i też przesyłamy buziaki 🙂 A dla mnie ta pochwała naprawdę dużo znaczy, zwłaszcza że nie łatwo mi przyszło napisać tak osobisty tekst :*

  2. O to juz wiem czego mamy się spodziewać po kilku I po nastu latach. Kurcze dobrze, że statystki zadowolenia mimo wszystko wysokie! Życzymy Wam (i sobie) żeby do tych majątkowych podziałów nigdy nie doszło!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Więcej wpisów

image
Z 4 latkiem przez Amerykę

USA #13 – Dzień 7 – Zapora Hoovera

image
Artykuły

Polskie opowieści z podróży po świecie

image
Z 4 latkiem przez Amerykę

USA#28 – Carrizozo, Kim był Billy \”The\” Kid?