San Diego to kolejne miasto, które udowadnia, że moja teoria równania na fajność miasta jest prawdziwa (słońce + woda = szczęśliwi mieszkańcy i szczęśliwe miasto). No a tutaj równanie można podnieść do kwadratu. Mamy ocean więc trudno o więcej wody,na deficyt słońca też nie można narzekać i do tego są jeszcze czynniki dodatkowe, które podbijają atrakcyjność tego miasta.
Już sam park Balboa, który jest chyba najwspanialszym parkiem na świecie i w którym można spędzić 5 dni i się nie nudzić jest wystarczającą zachętą (o parku będzie cały następny film we wtorek). Do tego przyjemne i pełne życia, a przy tym jednak wyluzowane i bezpieczne downtown, mnóstwo parków i przestrzeni rekreacyjnych nad samym oceanem gdzie można odpocząć albo odpalić grilla(uwaga na mewy – jedna ukradła nam burgera prosto z rusztu). Piękny stadion baseballa z panoramą centrum(to za tydzień ;)) i urocza latarnia morska na szczycie Cabrillo National Monument z widokiem na ocean i miasto. Nic tylko pakować walizki i lecieć do San Diego. Na wakacje albo nawet na dłużej.
Przygodę z San Diego zaczęliśmy od Cabrillo National Monument i właśnie to miejsce widać na filmie. Tam rzuciliśmy okiem na miasto, Meksyk i pomnik pana Cabrillo, który był pierwszym europejczykiem w Kaliforni, odkrywcą i złym prorokiem złych dla miejscowych plemion. A potem przeszliśmy się na spacer wzdłuż klifu nad brzegiem oceanu. Podobno czasem można stąd zobaczyć wieloryba, nam się nie udało, za to pierwszy raz widzieliśmy pelikana. Tuta tylko z daleka widzieliśmy San Diego, choć już to miejsce obiecywało nam wiele, a potem było już tylko lepiej, ale o tym we wtorek.
Praktyczne informacje:
Cabrillo National Monument, wstęp: 10$ od samochodu (w 2018 planowana podwyżka do 15$)/ z annual pass – America the Beautiful za darmo
Inne atrakcje w okolicy: Park Balboa, wybrzeże (jest kilka kempingów przy samym oceanie), Julian, Slab City i Góra Zbawienia