Czy Amerykanie w ogóle wiedzą gdzie leży Polska? Dlaczego dla taksówkarza w Dubaju Polska to „Wielki kraj”? Czy Chicago to rzeczywiście polskie miasto? Czy Polak może zrobić dobre gruzińskie wino? – dziś opowiemy Ci najlepsze polskie historie jakie przywieźliśmy z naszych podróży.
Podróżuj z Robertem Lewandowskim
Jak spotkać Polaków na obczyźnie? Jedź w podróż z Robertem Lewandowskim! W podróży zdarza nam się nosić koszulki polskich drużyn sportowych, koszulki z polskimi napisami czy flagami. No i w tych koszulkach znacznie łatwiej znajdujemy rodaków na obczyźnie. Na 100% gdybyśmy przeszli tymi samymi drogami w zwykłych bluzkach nie spotkalibyśmy tylu Polaków, pewnie tylko minęlibyśmy się w tłumie turystów.
Nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego jak wielu Polaków podróżuje po Stanach dopóki nie poszliśmy na Horseshoe Bend z Igorem ubranym w reprezentacyjnej koszulce Roberta Lewandowskiego. Co trzecia mijana osoba witała się z nami słowami „Siema Robert!”, z entuzjazmem takim jakby Igor- naprawdę grał w Polskiej reprezentacji.
I też, zwłaszcza w Stanach, takie ubranie będzie dla miejscowych pretekstem do tego, żeby zaczepić Cię w przydrożnym dinerze żeby zapytać skąd jesteś.W Jordanii, gdzie mieszkaliśmy miesiąc czasu, też dobrze wiedzieli kim jest Robert Lewandowski w naszym ulubionym barze z falafelami. Mogą wyjść z tego całkiem fajne podróżnicze anegdoty. A nawet możesz trafić na telebim na meczu baseballa.
Prywatny detektyw na naszym tropie…
Spacerujemy sobie deptakiem wzdłuż Venice Beach w Los Angeles i w pewnym momencie zaczepia nas jakiś facet.
– Jesteście z Polski – mówi zdecydowanie z poważną miną.
– Tak – odpowiadamy lekko zmieszani spoglądając na siebie.
– Jeździcie już jakiś czas po tych Stanach.
– Tak – odpowiadamy teraz już mocno zszokowani.
– Jestem prywatnym detektywem i od tygodnia jeżdżę za wami i was śledzę – mówi i na poparcie tego twierdzenia przytacza kilka wyjaśnień, których ze względu na szok zapomniałam. Ale był bardzo przekonujący i przez dobre 2 minuty byliśmy pewni, że wmieszaliśmy się w jakąś grubą aferę.
Ale to oczywiście nie był prywatny detektyw tylko przesympatyczny Szkot mieszkający w Australii, który ma niezwykłą zdolność wychwytywania języka Polskiego, mimo że po Polsku nie mówił ani słowa. Dość nietypowy talent. W kilka sekund jest w stanie namierzyć w tłumie polski akcent. Nie byliśmy pierwszymi ofiarami tego żartu, podobno robi takie numer conajmniej raz dziennie. Podróżował ze swoją partnerką Barbarą, która jest polskiego pochodzenia i była pod wrażeniem jego specjalnej mocy, bo ona sama nie ma takich zdolności mimo, że mówi po Polsku. Ale właśnie dzięki temu ma okazję porozmawiać w ojczystym języku.
I tak chyba z pół godziny gadaliśmy mieszanym polsko-angielskim. Rozmawialiśmy między innymi o Josepie Conradzie pisarzu, który był szczególnie bliski naszemu detektywowi, bo Conrad mieszkał w Szkocji a pochodził z Polski, którą darzył sentymentem. Chyba miał swoją prywatną misję, żeby namówić jak najwięcej osób do przeczytania „Jądra ciemności” Conrada. Musieliśmy obiecać, że przeczytamy 🙂
Piękny komunistyczny kraj
Takiego spojrzenia na nasz kraj się nie spodziewaliśmy, a jednak. Pewien kierowca taksówki, Hindus z pochodzenia, który wiózł Grześka po Dubaju kiedy dowiedział się, że Grzesiek pochodzi z Polski powiedział: „Polska to piękny komunistyczny kraj. Ja jestem komunistą i Polskę bardzo szanuję.”. Widać nasza Polska nie jedno ma imię nawet za granicą.
Czy Amerykanie wiedzą gdzie leży Polska?
Często w spotkaniach z tubylcami pierwsze pytanie jakie pada dotyczy naszego pochodzenia. Zwłaszcza w Stanach. Najczęstszą reakcją jest: „Acha, to wspaniale” które w wolnym tłumaczeniu oznacza, że rozmówca nie bardzo wie gdzie Polska leży albo usiłuje sobie to przypomnieć. W sumie to się nie dziwię. Umiejętność wskazania wszystkich krajów świata na mapie wraz z ich stolicami, wbrew opinii mojej nauczycielki geografii z podstawówki, nie jest najważniejszą umiejętnością mogącą się przydać w życiu. Ale kiedy na informację, że jesteś z Polski usłyszysz od tubylca: „Dzień dobry”, zwłaszcza kiedy 100 razy wcześniej słyszałeś tylko, że to wspaniale, no to tym razem to ty będziesz w szoku i to ty będziesz ukrywał zdziwienie.
Bo rzeczywiście wielu Amerykanów nie ma totalnie pojęcia gdzie leży Polska, a może nawet że taki kraj gdzieś jest, ale często jak już trafisz na kogoś, kto wie co to za kraj, to wie o nim już całkiem dużo, zna historię Polski albo nawet okazuje się, że już był w Polsce i to nawet w mieście, w którym mieszkasz. True story.
Pastor wspólnoty którą odwiedziliśmy w Conway w Arkansas był kiedyś w Gdańsku. Starszy Pan którego poznaliśmy na jednym ze szlaków w Navajo National Monument nie tylko znał polskie zwroty po Polsku, ale orientował się bardzo dobrze w bierzących wydarzeniach politycznych w Polsce.
Dziewczyny jak maliny
Od zawsze słyszałam, że w Polki są pięknymi kobietami, ale raczej u nas, od Polaków. Ale wiecie co, rzeczywiście jesteśmy. Kiedy już spotkaliśmy jakiegoś tubylca obcego kraju, który wiedział czym jest Polska, bardzo często tą wiedzę zawdzięczał właśnie kobiecie. Amerykanin litewskiego pochodzenia, którego poznaliśmy w Navajo National Monument miał dziewczynę w Krakowie, facet, który sprzedawał nam bilety do kopalni złota w Goldfield miał kiedyś piękną dziewczynę z Polski (podobno podobną do mnie ;)), a taksówkarz który wiózł mnie kiedyś w Belfaście wspominał z tęsknotą pewne zakochane lato w Gdańsku, a dziewczyna nazywała się Ola.
Bohaterzy w eksporcie
W Arkansas, gdzie kiedyś spędziliśmy trzy miesiące byliśmy ciepło przyjmowani jako Polacy, z jeszcze jednego powodu: Kazimierza Pułaskiego – bohatera walk o wolność obu narodów: Polskiego i Amerykańskiego. Pewien motorniczy z Little Rock zatrzymał nawet tramwaj na środku skrzyżowania, żeby pokazać nam budynek Pułaskiego, a jadąc dalej dał nam mała lekcję historii (https://rodzinanomadow.pl/little-rock-city-trolley/).
„I tak nie lubię Polaków” oraz zajebiste dżemy
A to historie z naszej największej wyprawy (Wyprawa 5 Mórz).
Grecja, Korynt. Kiedy pan, który zaprasza do restauracji przed wejściem orientuje się, że jesteśmy Polakami zaczyna do nas mówić płynnie po Polsku. Ale taki Grek wiecie: wypisz wymaluj jakby wyskoczył z malunków na greckiej wazie. Rysy twarzy, karnacja, postura wskazują na to, że to Grek z dziada pradziada. Opowiada nam, że ma żonę Polkę, lubi Polaków, polską kuchnię, zachwala, opowiada, a kiedy odchodzimy rzuca nam na do widzenia: I tak nie lubię Polaków.
Za to na Zakynthos wszystko jest zajebiste. Turystyka z Polski ma się tu bardzo dobrze, bo handlarze przyswoili całą masą powiedzonek i sloganów w naszym języku. Jeden facet wciskał mi wszystko, dawał do próbowania, bo jak twierdził: to jest zajebiste siostro.
Polskie miasto w Stanach: Chicago
To że Polskie akcenty i historie odnajdziemy w Chicago to wiedzieliśmy, ale ich ilość nas zszokowała. To co nas tam spotkało przerosło nasze oczekiwania. O ile na południu Ameryki, tak jak Wam opowiadałam wyżej, o Polsce mało kto słyszał, to tu powiedzieć że jest całkiem odwrotnie to i tak niedopowiedzenie. Nawet podczas takiej zwykłej krótkiej rozmowie w kolejce do kasy czy w metrze w 70 % przypadków nasz rozmówca okazywał się Polakiem z pochodzenia, albo że ma Polaków w rodzinie, a pozostałe 30 % rozmówców doskonale wie co to właściwie ta Polska i mówią, że tu to się wszędzie po polsku dogadamy. I to o dziwo jest żart tylko w połowie. Z Chicago mamy całe mnóstwo polskich historii bo i po to tam pojechaliśmy, żeby takich historii nazbierać. Dziś opowiemy Wam w skrócie kilka, ale jeśli jesteście ciekawi takich historii to więcej ich znajdziecie tu: Chicago śladami Polonii
A teraz kilka historii z Chicago.
Ale wcześniej alert: zwrot „totalnie się tego nie spodziewaliśmy” usunęłam z każdego zdania, ale czytając to pamiętajcie, że on w każdym zdaniu był. Poważnie.
Polska szkoła w Trójcowie
Kilka razy odwiedziliśmy Polską Szkołę w Chicago im. Św. Trójcy, byliśmy na rozstrzygnięciu konkursu ortograficznego, weszliśmy na lekcję polskiego, a nawet byliśmy na ustnej maturze. Ci młodzi ludzie, uczniowie szkoły, oprócz tego, że chodzą do swoich codziennych szkół soboty spędzają w polskiej szkole na Trójcowie. Niektórzy dojeżdżają tu z bardzo daleka. Zapytaliśmy ich czy to ich wybór, czy rodzice ich do tego zmuszają. Jedna dziewczyna powiedziała: „na początku rodzice, ale teraz sama chcę tu chodzić”. Potem Grzesiek zapytał czy czują się Polakami czy Amerykanami. Odpowiedz padła natychmiast: „Polakami”. A czy myślą po polsku czy po angielsku: różnie, ale modlą się po Polsku.
Stowarzyszenia Polaków
W Chicago działa wiele polonijnych organizacji, dwa razy odwiedziliśmy jedno z nich i ciężko nam się było rozstać z Panem Andrzejem i Panią Tereską. Te Polaków rozmowy, ich opowieści, zapamiętamy na zawsze. Obawiałam się, że będziemy przeszkadzać, że może będzie niezręcznie, ale nasza wizyta bardzo się przeciągnęła poza ramy godzin otwarcia stowarzyszenia i przedłużyła się na wspólny obiad i wyjście na koncert zespołu pieśni i tańca. Nie ma słów by Ci powiedzieć jak życzliwie i ciepło zostaliśmy przyjęci.
Lajkonik
Lajkonik to polonijny zespół pieśni i tańca działający w Chicago. Zaproszenia dostaliśmy w prezencie od Marii – dyrektorki Polskiej szkoły w Chicago w imieniu szkoły. I Maria i kadra i uczniowie szkoły przyjęli nas tak, że chyba do dziś zbieramy szczęki z podłogi. No i też dzięki nim trafiliśmy na występ Lajkonika. Powiem tak: zespół pieśni i tańca przez pryzmat wspomnień z podstawówki wyobrażałam sobie bardziej jako tańce kilkunastu dzieciaków w kolorowych strojach i sandałach. A rzeczywistość była taka że trafiliśmy na wielki, piękny spektakl, który był chyba największą lekcją patriotyzmu jaką odebraliśmy.
Ponglisz
Różnie mówi się o polsko – angielskim, którym posługują się osoby długo przebywające na emigracji. Niektórzy mówią, że ani to już polski a na pewno nie angielski. Nieoficjalnie na „slang” chicagowskiej Polonii mówi się ponglisz. Wg mnie Polonia mówi bardzo dobrze po Polsku, choć czasem można usłyszycie w rozmowie o printerach, karpecie, albo bejsmencie. Wiem, że w kraju wiele ludzi się z tego śmieje, albo to wytyka (zresztą pod co drugim moim postem dostaje rady dotyczące pisowni więc chyba w „narodzie” jest jakaś potrzeba poprawiania wszystkich). Ale ja bardzo doceniam ilość pracy i wysiłku jaką Polacy na emigracji wkładają w to, żeby ten język polski pielęgnować. Ile trzeba wytrwałości i chęci żeby po kilkudziesięciu latach życia za granicą dalej ładnie mówić w ojczystym języku, albo wychowywać dzieci tak, że mimo że nigdy w Polsce nie były posługiwały się tym językiem tak płynnie. A te pongielskie zwroty są dla mnie takim smaczkiem. Mam wrażenie, że niektórzy czasem zapominają, że główną rolą języka jest to żeby się dogadać, a nie żeby mówić jak fikcyjne postaci z powieści sprzed stu lat.
Biblioteka
Tak jak wspomniałam, często w przypadkowych spotkaniach na ulicy wypływał jakiś polski akcent. Opowiem Ci o najciekawszym z takich spotkań.
No więc stoję w jednej z ulic chicagowskiego downtown i robię zdjęcia schodom pożarowym. To jeden z tych elementów wielkich amerykańskich miast, który dotąd znałam tylko z filmów i bardzo mnie fascynowały te żelazne konstrukcje oplatające wysokie ściany. Nagle ktoś mnie zaczepił. To był elegancki starszy Pan. Zapytał czy interesuję się architekturą. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że znawcą nie jestem, ale mnie fascynuje. No i ten Pan na środku ulicy wyjął z teczki książkę o architekturze i zaczął mi pokazywać zdjęcia detali, budowli, fasad. Oczywiście okazało się, że ów Pan jest Polakiem z pochodzenia. Po Polsku już nie mówi. Jest wolontariuszem w Chicagowskiej bibliotece gdzie potem nas zabrał żeby pokazać jego zdaniem najpiękniejsze pomieszczenie w Chicago i detale zaprojektowane przez firmę Tiffaniego. Odwiedza Polskę i że podczas jednej z wizyt przekazał do Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego, książkę „Atlas Botaniczny” sprzed 100 lat, którą kiedyś dość przypadkowo udało mu się odzyskać ze zbiorów biblioteki w Nowym Jorku. Trochę to niesamowite, przyznacie.
Najlepsze gruzińskie wino robi… Polak
Kachetia to kraina w Gruzji gdzie rośnie wino – gdzie się nie obejrzysz, od gór do gór ciągną się pola winorośli. Jest tu wiele winnic i wiele z nich można odwiedzić i w nich przenocować a nawet przyjechać na suprę czyli prawdziwą gruzińską kolację pełną dobrego wina, którego nigdy tu nie brakuje, toastów i dobrego jedzenia.
Wino i winnice to w Gruzji część tradycji, wręcz dziedzictwa narodowego. To najstarszy region winiarski na świecie. Tak, Gruzja. Wcale nie Francja czy Włochy tylko Gruzja. Stąd rzymianie przynieśli tradycję winiarską do Europy. Stąd pochodzi najwięcej szczepów wina. Gruzińskie wino jest też wytwarzane zupełnie inaczej niż w pozostałych miejscach na świecie. Tu w glinianych naczyniach kwevri zakopanych w ziemi fermentuje wino, ale nie sam sok jak wszędzie tylko całe owoce. Dlatego wino jest tu tak bardzo owocowe i nawet może zafarbować zęby i język na fioletowo jak jagody. Skąd to wiemy? Bo pojechaliśmy do takiej winnicy: Chateau Napareuli którą prowadzi… Polak.
Przed samym wyjazdem do Gruzji gdzie mieszkaliśmy przez dwa miesiące ukazał się numer National Geographic Traveler o Gruzji gdzie w jednym z artykułów opisano losy kilku Polaków, którzy na miejsce do życia wybrali ten kraj. Kuba – Polak prowadzący winnicę w Gruzji, o którym była mowa w tym artykule ogłosił, że kto przywiezie do niego ten numer Travelera dostanie od niego butelkę wina. A my dobrego wina nie odmawiamy 🙂 I było wino z piwniczki Kuby (najpyszniejsze) i supra i toasty.
Aiman – Jordańczyk mówiący płynnie po Polsku
Kiedy mieszkaliśmy w Ammanie w Jordanii często chodziliśmy do Hashem Downtown Restaurant – niepozornej knajpki gdzie jedliśmy najlepsze falafele z jeszcze lepszym hummusem, świeżą miętą i innymi specjałami. Dają tam dobre i tanie jedzenie. Tą knajpę odwiedzają sławy: znani i bogaci choć to tylko niezbyt ładne stoliki na jeszcze mniej ładnej ulicy, zdarzają się turyści, ale przede wszystkim odwiedzają ją zwykli mieszkańcy miasta. Falafele bardzo nam przypadły do gustu więc często tam bywaliśmy. Jednego razu, kiedy już wychodziliśmy nagle ktoś za nami zawołał przejętym głosem i PO POLSKU:
– Przepraszam. Wy jesteście Polakami? – powiedział do nas mężczyzna, niewątpliwie tubylec, piękną polszczyzną.
– Tak.
– Ojej, to niesamowite, ja jestem Aiman, wiele lat temu studiowałem w Polsce i uwielbiam ten kraj i Wasz język. Przepraszam, że może nie mówię wyraźnie, ale już wiele lat nie miałem okazji rozmawiać po Polsku.
Aiman rozmawiał z nami dłuższą chwilę. Był wręcz wzruszony i bardzo przejęty tym, że nas spotkał i może porozmawiać w końcu z kimś po Polsku. Poznał nas ze swoją rodziną, dał nam swój numer telefonu żebyśmy dzwonili o każdej porze dnia i nocy gdybyśmy czegoś potrzebowali i zaprosił nas do siebie do domu.
Takich historii mamy więcej. Z roku na rok ich lista się wydłuża. Wydłuża się też list przyjaźni jakie zawarliśmy w podróży.
Takie akcenty i spotkania są bardzo miłe. Nie wiem czy to tęsknota się wtedy w nas odzywa czy patriotyzm, ale jest to fajne spotkać Polskę tam, gdzie się tego nie spodziewasz. Nawet kiedy słyszysz, że Polska to piękny komunistyczny kraj. A Ty masz jakieś polskie historie z Waszych podróży?
2 thoughts on “Polskie opowieści z podróży po świecie”
Świetny artykuł, dziękuję! 🙂 Tak, również mam mnóstwo polskich historii z podróży i dzięki temu artykułowi się przypomniały;) W wiosce Maorysów obok Rotorua w Nowej Zelandii, prowadzący wieczór Maorys mówił po polsku ( ma dobrych znajomych z Polski). W wieczorze brali udział głównie Amerykanie i grupa z Brazylii, byli bardzo zaskoczeni.
Zawsze ciekawe jest, jakie słowa zapamiętują obcokrajowcy poza „cześć”, „dzień dobry”, „dziękuję”! Częste są „zajebiście”, „popielniczka”, „jesteś piękna”. 🙂
Podobno bardzo dużo Wietnamczyków mówi po polsku (studia w Polsce) – mam nadzieję, że to sprawdzę! Pozdrawiam!
Bardzo mi miło że udało nam się przywołać takie wspomnienia 🙂 Martys mówiący po Polsku – No, to nieprawdopodobna opowieść a Wietnam nam też się marzy